Jak przejść na dietę wegetariańską?

Bardzo ważna jest motywacja, ponieważ pociąga za sobą odpowiednie zmiany przystosowawcze w fizycznym organizmie. Jeżeli oprócz względów zdrowotnych(odtrucie organizmu, witalność, odmłodzenie, zrzucenie nadwagi) powoduje nami współczucie dla zabijanych na pokarm zwierząt – tym lepiej.

Osobiście sądzę, że gdy rośnie nasza wrażliwość i współczucie dla innych istot a ubywa dumy i wyobrażeń o swoim „ego” zmiana w diecie staje się łatwa i naturalna, nie zależnie od tego czy następuje ona nagle, czy stopniowo.

Sam przeszedłem na wegetarianizm, a raczej dietę bezmięsną ponad 20 lat temu. Była to nagła decyzja, z dnia na dzień, a raczej pewnego dnia około 5-tej nad ranem. Stało się to w czasie wakacji, w pięknym otoczeniu koszalińskich lasów.

Wynajmowaliśmy wtedy z kolegą (już wtedy wegetarianinem o długim stażu) chałupkę na wsi, włóczyliśmy się po okolicy odżywiając się świeżym mlekiem, chlebem, masłem, na obiad zwykle jedliśmy makaron ze świeżymi wiśniami i śmietaną. Wieczory często spędzaliśmy na pobliskim wzgórzu medytując, obserwując piękne zachody słońca, ćwicząc tai chi i pranajamę. W takich właśnie warunkach przez nikogo nie ponaglany obudziłem się pewnego ranka i poczułem, że nigdy już nie będę łaknął mięsa – byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy.

Kilka lat wcześniej, bardziej z powodów ideologicznych niż realnej potrzeby organizmu zdarzyło mi się powstrzymywać przez kilka miesięcy od jedzenia mięsa. Wówczas było chyba za wcześnie, kilka razy się złamałem i wróciłem do poprzedniej diety.

Dla mnie nie bez znaczenia było zainteresowanie praktyką jogi, taoizmem, kung fu oraz tai chi, a może najważniejsze osobiste doświadczenia medytacyjne…

Po powrocie z wakacji moja sytuacja nie była łatwa, rodzina nie rozumiała i nie popierała mojego kroku. Aby nie wprowadzać zamieszania w życie rodzinne, po prostu wyłączyłem mięso z typowego dla większości polskich rodzin menu. Była to fatalna dieta i mogę sobie dziś pogratulować, że te 2 – 3 lata jakoś przetrzymałem, zimą często przeziębiając się i chorując. Dopiero później, gdy mogłem sam zadbać o swoją kuchnię, sytuacja zmieniła się na lepsze. Wprowadziłem więcej roślin strączkowych, wszelkiego rodzaju kasz, surówek i owoców. Postudiowałem też nieco makrobiotykę, książki Oshawy, Aleksandry Pietyry, coś z chińskiej medycyny i kuchni Kriszny.

Zatem jeśli mamy za sobą poparcie rodziny lub przyjaciół, można przejść na wegetarianizm bardziej „profesjonalnie” i uniknąć od razu podstawowych błędów żywieniowych.

Na początku możemy narazić się na niedobory ważnych składników pokarmowych (białko, węglowodany, cukry proste) a przedawkować inne: białe pieczywo, cukier, pasteryzowane mleko, żółty ser.

Przytoczę tu stare, chińskie, taoistyczne powiedzenie: „Jeśli chcesz być żywy, jedz to, co żywe.”

Według taoizmu lub indyjskiej jogi żywe komórki liści warzyw, owoców przenika witalne energia „chi” generowana przez rośliny w procesie fotosyntezy wprost z promieni słońca. W mniejszym stopniu nasycone są tą ożywczą energią nasiona roślin, bulwy i korzenie, a w komórkach zwierzęcych energia ta jest energią drugiego stopnia przetworzenia, ponieważ zwierzęta muszą zjadać rośliny lub siebie nawzajem, aby utrzymać swe ciała przy życiu (chodzi tu o rodzaj „energii pokarmowej”).

Według nauk jogi oraz innych gałęzi mistyki indyjskiej widzialnym światem rządzą trzy główne energie: Satwa, Radżas oraz Tamas.

Satwa to światło, harmonia, równowaga. W psychice doświadczenie dobrostanu i błogości – ananda. W królestwie przyrody dominuje w świecie roślin.

Radżas to ruch, czas i przemieszczanie się a w umyśle namiętność, pasja, skrajnie – agresja i przemoc. Przypisany jest kondycji zwierząt, zwłaszcza drapieżnych. Jest też głównym elementem psychiki większości ludzi.

Tamas to ciemność, inercja, bezwład. W umyśle jest przyczyną bierności, nieaktywności, niechęci do zmian, uległości wobec opinii otoczenia. Jest również główną cechą stałej, nieożywionej materii a w skrajnej postaci związany z rozkładem martwej tkanki organicznej.

Reasumując – spożywając rośliny absorbujemy pierwszy poziom przetworzenia satwicznej energii słońca, a wraz z nim w jakimś stopniu przyjmujemy subtelne cechy świetlistej natury roślin.

Spożywając martwe ciała zwierząt absorbujemy drugi poziom energii słońca z dużą domieszką trzeciego – tamasowego. Proces rozkładu wysoko rozwiniętych białek organizmów zwierzęcych zaczyna się już w momencie ich fizycznej śmierci. Na poziomie energetycznym właściwie już w momencie poprzedzającym śmierć.

Sam będąc raczej makrobiotykiem niż ścisłym wegetarianinem spożywam masło, czasem jajka, biały ser oraz zsiadło mleko. Jednak z upływem lat odczuwam coraz mocniej inklinacje do pokarmów ściśle roślinnych, zielonych surówek, jarzyn zjadanych na surowo w całości, wszelkiego rodzaju lokalnych owoców. Natomiast coraz mniej mi smakuje chleb nawet ten „razowy”, wiele w nim konserwantów oraz tzw. polepszaczy smaku. Poza tym ziarno nie jest polecanym pokarmem dla ludzi rozwijających się duchowo i pragnących zachować swą witalność według nauk tao oraz nauk kontemplacyjnych szkół mistyki  indyjskiej jak dżinizm, joga czara, pewne gałęzie buddyzmu tantrycznego.

Co jeść i w jakich proporcjach, o tym napisano i wciąż pisze się wiele.

Poza tym sądzę iż po kilkuletnim wegetariańskim stażu (jeśli nie ciągnie nas z powrotem do mięsożerstwa lub nie daliśmy się nastraszyć lekarzom i innym „specjalistom”) organizm zaczyna generować sam substancje niezbędne, bez obsesyjnego zwracania uwagi na ilość i jakość pokarmów. Jest to jedna z tajemnic alchemicznych zachodzących w zdrowym, dobrze zintegrowanym i zharmonizowanym ludzkim ciele.

Comments are closed.

Aktualności
Subskrybuj Newsletter

Pokaz slajdów
Archives
Fotki
czeremcha hyzop lilia oman-wielki